Nie wiem jak to u Was wygląda, ale ja jestem makijażową minimalistką. Nie przepadam za robieniem makijażu, a moja codzienna rutyna ogranicza się do kilku podstawowych produktów. Na mocniejszy make-up pozwalam sobie właściwie tylko przy specjalnych okazjach. Dodatkowo, ze względu na swoje problemy z cerą, staram się nakładać na nią tylko tyle, ile niezbędne jest dla mojego dobrego samopoczucia. A cały czas pracuję nad tym, by i bez żadnego kolorowego produktu na twarzy czuć się komfortowo 😊. Niemniej ostatnio zostałam zmuszona do poszukania lekkiego podkładu lub pudru, który ujednolici koloryt mojej skóry i nada jej ładniejszy, zdrowy wygląd. Mówiąc o przymusie mam na myśli fakt, że pojawiły się problemy z dostępnością mojego ukochanego pudru mineralnego z serii True Match Minerals L'oreal Paris (odcień golden ivory)... Robiąc zatem zakupy w drogerii, zdecydowałam się na przetestowanie dwóch produktów: ROZŚWIETLAJĄCEGO FLUIDU MINERALNEGO od Bielendy oraz KREMU ZMIENIAJĄCEGO SIĘ W LEKKI PODKŁAD CAMELEON marki Lirene. Po kilku tygodniach używania mogę śmiało stwierdzić, że były to trafne wybory.
Na początek przyjrzyjmy się wegańskiemu fluidowi mineralnemu z Bielenda Make-up Academie. Posiada on przyjemny zapach i odpowiednią (niezbyt płynną, a równocześnie łatwą w rozprowadzeniu) konsystencję. Bardzo ładnie ujednolica koloryt skóry, pozostawia naturalne wykończenie. Po nałożeniu cera nabiera zdrowego, świetlistego wyglądu. Poziom krycia jest naprawdę zadowalający (oczywiście bez tworzenia "maski"), można go budować przez dodanie kolejnej warstwy. Fluid świetnie stapia się ze skórą, a efekt rozświetlenia jest zauważalny. Moim zdaniem idealnie wpisuje się w ogólnoświatowy trend #glossyskin 😊. Preparat nie ściera się i nie utlenia nadmiernie, nawet wiele godzin po nałożeniu dalej wygląda dobrze. Jeśli chodzi o dłuższe użytkowanie - nie wysusza, ani nie powoduje powstawania zaskórników. Wybrałam odcień jasny beż (01) i sprawdził się świetnie przy mojej jasnej, lekko muśniętej słońcem skórze. Polecam go wszystkim szukającym neutralnych, beżowych tonów, które nie wpadają ani w żółte, ani różowe odcienie. Jako składnik pielęgnujący producent zastosował sok z truskawki o właściwościach odżywczych, nawilżających i regenerujących, co jest dodatkowym plusem.
A teraz czas na propozycję nawilżającego kremu zmieniającego się w lekki podkład od Lirene. Krem w bardzo fajny sposób łączy funkcję kosmetyku pielęgnacyjnego i kolorowego. Po wyciśnięciu z tubki ma postać białej emulsji z zawieszonymi drobinkami pigmentu, jednak pod wpływem nakładania zmienia się w podkład o wybranym odcieniu. Moim zdaniem jest mu jednak bliżej do kremu BB, niż do podkładu. Preparat szybko się wchłania, poprawia koloryt cery, ale efekt jest bardzo delikatny. Nie sprawdzi się raczej przy większych niedoskonałościach i silniejszych przebarwieniach. Niemniej bardzo ładnie dopasowuje się do skóry, nadaje jej promienny wygląd. Myślę, że znajdzie uznanie u zwolenniczek efektu "make-up no make-up". Odcień nr 1 (jasny) zdecydowanie sprawdzi się przy porcelanowych, jasnych karnacjach. Dla mnie w tej chwili jest odrobinę zbyt jasny, przez co podkreśla przesuszone miejsca na twarzy. Z chęcią wrócę do niego w późniejszym okresie, kiedy opalenizna pozostanie już tylko wspomnieniem 😏. Krem zawiera ekstrakt z błękitnej algi, który pielęgnuje, nawilża i uelastycznia skórę.
Podsumowując, uważam że oba produkty są godne uwagi. Jeśli szukacie bardzo delikatnego efektu i zależy Wam głównie na poprawie kolorytu skóry, to krem Cameleon powinien dobrze się sprawdzić. Jeżeli zaś lubicie efekt świetlistej, promiennej cery i potrzebujecie mocniejszego krycia to możecie śmiało sięgnąć po fluid rozświetlający od Bielendy. A przede wszystkim pamiętajcie, że naszym najpiękniejszym makijażem jest szczery, radosny uśmiech!
_
Jestem bardzo ciekawa, czy znacie powyższe produkty?
Jeśli tak to jak się u Was sprawdziły lub czy planujecie je przetestować?
Podzielcie się z nami swoimi "must have" letniego makijażu, czekamy!
Prześlij komentarz